“KababaKai” by Piotr Lachmann ‘Poza’ Video Theatre, Warszawa 2002.
Teatr Jolanty Lothe i Piotra Lachmanna należy do niewielu miejsc, gdzie telewizor - totem masowej kultury - jest instrumentem sztuki. Telewizory widuję coraz częściej na scenach teatrów. Są z reguły symbolem przemocy, chaosu informacyjnego i całego zła, jakie przypisuje się mediom. W warszawskim eksperymentalnym teatrze telewizor pełni przeciwną rolę: służy ożywianiu. Od "Akt-orki" po najnowszą wersję "KaBaKai" wg egipskiej "Księgi Umarłych" - Piotr Lachmann i Jolanta Lothe zajmują się ciągle tym samym tematem: tworzeniem kopii, elektronicznych masek i sobowtórów człowieka, potrzebnych, aby przezwyciężyć śmierć. Doświadczenia z wideoteatrem Piotr Lachmann zaczynał w połowie lat 80. od dwóch monitorów, na których pojawiała się na zmianę twarz aktorki. Dzisiaj na scence w Pałacyku Szustra kieruje podczas spektaklu pracą siedmiu monitorów i magnetowidów jednocześnie. W tym teatrze historia zatacza wielkie koło: posługując się medium XX wieku Lachmann i Lothe wywołują duchy sprzed tysięcy lat. Spektakl "KaBaKai" powstał na podstawie "Księgi Umarłych" - staroegipskiego papirusu sprzed ponad trzech tysięcy lat. "Księgi Umarłych Piastunki Kai" to przewodnik, który miał doprowadzić zmarłego do nowego wiecznego życia. Lachmann pokazuje tę wędrówkę na wideo. Spektakl przypomina transmisję z "Boskiej Komedii" Dantego, a muzyka Piotra Mossa z niezwykłymi partiami wokalnymi Jadwigi Rappe wprowadza klimat rytuału...."
Previous
Next
“CZAS W TEATRALNEJ MASCE” PIOTR LACHMANN
W swoim manifeście “Nad-dramat” Iwan Goli, żądając radykalnie jak przystało na poetę wprowadzenia do teatru wszelkiej techniki wywołującej wrażenie maski, nazywa gramofon, podówczas (1919) sprzęt najnowszej generacji “maską głosu”. W to nam graj. Monachijska recenzentka spektaklu “Akt-orka IV”, Sabine Adler zauważyła, że w naszym videoteatrze “ekran przejmuje funkcję klasycznej maski teatralnej, która w rozmaitych formach pokazuje się scenie i monitorach”. W to nam graj. W fundamentalnym tekście Karla Kerenyi’go “Człowiek i maska” (1951) mowa jest o masce jako o “pierwotnym sprzęcie”, sprzęcie misteriów, ma się rozumieć. I w to nam graj. Sprzęt audiowizualny, wszystkie nasze małe “elektroniczne organizmy”, jak empatycznie nazwała Jolanta Lothe kamery, magnetowidy, monitory, miksery, przetwarzacze obrazu i głosu i parę tajemniczych, czarnych skrzyneczek wykonanych na zapleczu wielkiej telewizji przez idącego za naszymi pomysłami inżyniera, służą nam do elektronicznych “misteriów” pół-sacrum, pół profanum. Maski użyte przez nas w gorszącym ascetów sceny nadmiarze, nawiązywały bowiem skrycie do starych i nowych “misteriów”, również maski najbardziej trywialne, jak chociażby maska Piggy lub M. Monroe, sterane po ponad dwustu przedstawieniach “Akt-orek”. Tę pierwszą wiążą zresztą z Eleuzis, miejscem najsłynniejszych misteriów, gdzieśmy ją skonfrontowali z resztkami nie do końca wygasłego sanktuarium Demeter, stosunki dość zagmatwane, ale nam wiadome i już ujawnione.