“Akt-orki” October 30, 1999

W swoim manifeście “Nad-dramat” Iwan Goli, żądając radykalnie jak przystało na poetę wprowadzenia do teatru wszelkiej techniki wywołującej wrażenie maski, nazywa gramofon, podówczas (1919) sprzęt najnowszej generacji “maską głosu”. W to nam graj. Monachijska recenzentka spektaklu “Akt-orka IV”, Sabine Adler zauważyła, że w naszym videoteatrze “ekran przejmuje funkcję klasycznej maski teatralnej, która w rozmaitych formach pokazuje się scenie i monitorach”. W to nam graj. W fundamentalnym tekście Karla Kerenyi’go “Człowiek i maska” (1951) mowa jest o masce jako o “pierwotnym sprzęcie”, sprzęcie misteriów, ma się rozumieć. I w to nam graj. Sprzęt audiowizualny, wszystkie nasze małe “elektroniczne organizmy”, jak empatycznie nazwała Jolanta Lothe kamery, magnetowidy, monitory, miksery, przetwarzacze obrazu i głosu i parę tajemniczych, czarnych skrzyneczek wykonanych na zapleczu wielkiej telewizji przez idącego za naszymi pomysłami inżyniera, służą nam do elektronicznych “misteriów” pół-sacrum, pół profanum. Maski użyte przez nas w gorszącym ascetów sceny nadmiarze, nawiązywały bowiem skrycie do starych i nowych “misteriów”, również maski najbardziej trywialne, jak chociażby maska Piggy lub M. Monroe, sterane po ponad dwustu przedstawieniach “Akt-orek”. Tę pierwszą wiążą zresztą z Eleuzis, miejscem najsłynniejszych misteriów, gdzieśmy ją skonfrontowali z resztkami nie do końca wygasłego sanktuarium Demeter, stosunki dość zagmatwane, ale nam wiadome i już ujawnione. 

Piotr Lachmann

TEATR Z DUCHA TELEWIZJI – żywe “kino”: multiteatr.

Roman Pawłowski,”Gazeta Wyborcza”

Telewizor uważa się powszechnie za wroga teatru. Być może, ale nie w Videoteatrze Piotra Lachmanna i Jolanty Lothe. Z telewizji ci prekursorzy instalacji wideo stworzyli główne tworzywo swoich widowisk…Oglądam je od wielu lat, ale dopiero najnowszy spektakl “Akt-orki”, oparty na tekstach Helmuta Kajzara, otworzył mi oczy na pomysł robienia teatru z ducha telewizji. Lachmann, który jest autorem obrazów i reżyserem przedstawień Videoteatru, odebrał telewizję z rąk bełkoczących spikerów i tandetnych scenopisarzy i dał jej nowe życie. Jego spektakle uświadamiają możliwości tego medium, o których nie śniło się filozofom z Woronicza. Tutaj zaciera się granica między rzeczywistością a jej obrazem na ekranie. Aktor może spotkać siebie samego, postarzałego o 50 lat i prowadzić ze sobą dialog. Może zamienić się ciałem z plastikową lalką, stać się cieniem samego siebie. Telewizja w Video- teatrze służy do tego, do czego służy w tradycyjnym teatrze poezja, czyli do pokonywania czasu i przestrzeni. Aby pokazać umowny upływ czasu, Szekspir potrzebował postaci symbolizującej Czas. Lachmann po prostu włącza przewijanie. Myliłby się ktoś sądząc, że nagrane na taśmie wideo przedstawienie jest tworem sztucznym i martwym. Wystarczy spojrzeć na samego reżysera, który miota się wśród kabli i przełączników, poprawia reflektory w trakcie przedstawienia i wprowadza na widownię spóźnionych widzów. To nie jest kino – tutaj sztuka rodzi się na oczach widzów, z taśm i gry na żywo.
Jan Peszek (z audycji Bożeny Markowskiej, II progr. PR; 7. 04. 2002)
Jestem admiratorem działań Piotra Lachmanna i Joli Lothe od czasu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ich spektakl. Nie sądziłem, że video, środek tak pospolity, może być aż tak mocnym argumentem w sztuce. Piotr i Jola za pośrednictwem swojego laboratorium przenoszą nas w ważne tematy: na przykład śmierci. To, co mnie niezwykle uderzyło, to jakby ściągnięcie śmierci z piedestału, także poprzez użycie “spospoliciałego” języka, który nie każe myśleć o niej w najwyższych kategoriach. Każdy program Piotra Lachmanna ma w sobie głębokie zakorzenienie w historii i właściwie nie znam spektaklu, który by nie był umiejscowiony nieomal jakby w kosmosie i to jest niezwykła cecha właśnie tego teatru. Posługując się niskim środkiem w gruncie rzeczy przenosi nas do strefy najgłębszej refleksji, bardzo poważnych pytań i zawsze jest osadzony w pejzażach dawnych, największych kultur, najistotniejszych pytań i najistotniejszego myślenia. Więc to jest starożytna Grecja, starożytny Egipt i wreszcie nieomal bliska współczesność …To jest teatr paradoksu, i ten paradoks jest niezwykle dynamiczny i fascynujący. Jolanta Lothe i Piotr Lachmann udowadniają, że można we współczesnym świecie, który właściwie ma pejzaż śmietnika nieomal, mówić o rzeczach poważnych nie wypierając się języka świata, w którym żyjemy.