spiewanna@alkestis 2005
spiewanna@alkestis.pl
according to Euripides and Thornton Wilder (words, images), ‘Poza’ Video Theatre, Warsaw, premiere: 19 November 2005
O spektaklu / About performance
To usłyszane latem 2005 z ust sopockiej plażowiczki zdanie można odwrócić: tylko kobieta jest człowiekiem.
W zastosowaniu do mitu o Alkestis ten sąd się potwierdza. Admeta ratuje jego własna żona lub – w innej wersji mitu -jego narzeczona, dziewczyna. Poświęca życie dla i za niego, zanim go sprawdzi jako swego życiowego partnera.
Mit o Alkestis jest szczególnie bogaty w paradoksy. Największy z nich zawarty jest w wypowiedzi służącej: “Można powiedzieć, że żyje i można powiedzieć, że umarła” ze sztuki Euripidesa “Alkestis”, którą Jan Kott określił jako “bardzo dziwną sztukę, która wydaje się autodestrukcyjna.” A w innym miejscu eseju “Welon Alcesty” pisał: “Jeżeli to tragedia, zjada ona samą siebie”. W rzeczy samej. Już preliminaria są paradoksalne. Wdzięczność Apolla, który przebywał u Admeta na służbie, niejako na ziemskiej zsyłce, za dobre traktowanie boga jest tak głęboka, że postanawia swojego byłego gospodarza uchronić przed losem każdego śmiertelnika – chce mu zaoszczędzić śmierci, która z niewiadomych nam bliżej powodów “jest mu pisana” już w młodym wieku. Bogowie są łaskawi i okrutni – chcą spełnić życzenie Apolla, ale pod jednym warunkiem: inny śmiertelnik powinien umrzeć na miejscu Admeta. I nikt, co zrozumiałe, się nie kwapi. Ani rodzice, już wiekowi, ani przyjaciele , wszyscy odmawiają . Zostaje Alkestis, ukochana, ale jej skwapliwa ofiara szybko przybiera wymiar paradoksalny. Bo niby umiera naprawdę, ale już służąca widzi w tym jakiś trik, skoro wypowiada owo zdanie przypominające stylistyką wyrocznię delficką. No więc jak? Umiera czy nie? A czemu Admet przyjmuje krótko po okrutnej agonii Alkestis w swoim domu półboga Heraklesa i nie mówi mu nic o zaistniałej sytuacji? Czemu stawia gościnność nad żałobę? W związku z czym Herakles żałuje potem swojego pijackiego zachowania i obiecuje, że wyrwie Alkestis z rąk śmierci i przyprowadzi ją spowrotem do łóżka Admeta.
I gdy wywiązuje się z obietnicy, Admet mimo to nie cieszy się wcale z tego faktu, nie poznaje własnej narzeczonej, nie wie, jak sie do niej ustosunkować, jest właściwie przerażony na widok zawoalowanej kobiety, o której Herakles mówi, że jest napewno świeżo zmarłą i powracająłcą z cmentarza Alkestis. Widzimy, że jest tu jeszcze jakieś drugie lub trzecie dno. I nikt tego do tej pory nie rozgryzł “do końca”. Mimo wielu już prób w sztuce i filozofii.
Postanowiliśmy kiedyś z Janem Kottem napisać książkę o Alkestis, przeczuwając niejasno, że jest w tym micie i w tej tragikokomedii klucz – do tragikokomedii naszego własnego życia i naszej własnej śmierci. Nie udało nam się dogadać w sprawie książki, ale Jan Kott sam doznał na własnym ciele wielokrotnego umierania – w stylu najlepszej ze wszystkich możliwych inscenizacji tej “bardzo dziwnej sztuki”. Autor “Zjadania bogów” po wielokroć doświadczał głębi odejścia i niesamowitości powrotu, dokładnie opisał te swoje zawało-orgazmy. Jan Kott nie był zwyczajnym mężczyzną. Znał płeć “przeciwną” jak mało kto, czuł do niej pociąg jako do drugiego bieguna życia i śmierci.
Co można jeszcze powiedzieć o przerażeniu Admeta na widok wracającej “stamtąd” Alkestis?
Miał się cieszyć, że wraca jego przyszła żona, miał podskakiwać z radości, że ofiara tej nadzwyczajnej kobiety nie została przyjęta?
Alkestis i tak osiągnęła nieśmiertelność. Platon w “Uczcie” zupełnie nie przejęty wzniosłością mitu tak właśnie zinterpretował czyn Alkestis: jako spektakularne dążenie do sławy, a przez sławę do nieśmiertelności. Więc Alkestis była – obojętnie czy żywa czy umarła – istotą innego pokroju.
I poza czasem. Była rodzajem nad-człowieka albo właśnie
– człowieka, podczas gdy Admet…. Admet musiał sobie zadać pytanie, czy to wszystko znaczy, że teraz nie ominie go śmierć? Czy ta zawoalowana kobieta, o której Herakles twierdził, że jest jego Alkestis, nie jest przypadkiem jego własną śmiercią – w innej osobie? W tym miejscu zaczyna się, a może raczej – kończy nasza własna interpretacja mitu, para-operowy spektakl, też wyrosły z doświadczenia wielokrotnego umierania – chociaż nie pojedynczej osoby, lecz teatru. Teatru, który też jest organizmem żywym choć często znajdującym się w stanie uśpienia. Z okazji dwudziestolecia istnienia i nie istnienia. Spektakl, dotykający mitu i przeinaczający go, rozpowiadający go ustami Mojr, które zostały pominięte przez Euripidesa, ale o które upomniał się Thornton Wilder, autor sztuki, który Mojry “poraź pierwszy upił na scenie”. Mojry, stare boginie życia i śmierci, wiedzą najlepiej, że “człowiek jest tylko kobietą”. Alkestis uchodzi za prefigurację Chrystusa; umiera i zmartwychwstaje, żeby zademonstrować, że nie ma śmierci. Przede wszystkim jednak demonstruje wszem i wobec… własną chwałę.
A Admet? Admet jest dopiero teraz skazany na swoją pasję – i nikt go “poraź” drugi nie zbawi. Czy dlatego, że jeszcze nie jest “do końca” człowiekiem?
Że raczej jest kozłem ofiarnym, jak my wszyscy, żyjący i umierający w niesławie?
Piotr Lachman